Serwis używa cookies. Wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.Zapoznaj się z polityką cookies. x

Azory

22.04.2020

Dzień zaczął się wcześnie. Chwilę po szóstej znad horyzontu wyłoniło się pomarańczowe słońce, które otuliło chmury złotą barwą. Magiczna chwila, jakby czas stanął w miejscu… To poranne światło chwilę później dotarło do Chopina. Sternik trzymał kurs, patrząc przed siebie, jakby dostrzegał tam coś więcej niż styk nieba z wodą. Nawet oficer oderwał się od współrzędnych i spoglądał w stronę wschodu. 

Tak właśnie rozpoczął się dwudziesty trzeci dzień od ostatniego zejścia na ląd. Ku pokrzepieniu serc działa fakt, że jeszcze wczoraj mogliśmy podziwiać zielone brzegi Azorów, skały o które rozbijały się spienione fale, a nad nimi wzbijały się ku niebu białe domki. Taki właśnie widok sprawia, że powrót do bezkresu oceanu nie jest niczym strasznym, a jedynie powodem do szczęścia - w końcu w czasach pandemii możemy się czuć choć trochę normalnie. Wolność, którą daje woda, wiatr, żagle, to wartość nie do zastąpienia; tu na naszym Chopinie nie sposób odczuć tego całego szaleństwa, które panuje w każdym zakątku globu. Może jedynie poprzez niedogodności związane z zamkniętymi granicami, ale tu gdzie teraz jesteśmy nie ma żadnych „murów”, być może dlatego wolność którą czuć patrząc beztrosko w horyzont jest tak piękna. 

Jednak nie zawsze jest kolorowo. O siódmej trzydzieści z błogiego snu załogę wyszarpnął niemiłosierny dzwonek oznajmiając, że oficjalnie rozpoczęliśmy kolejny dzień na STS „Fryderyku Chopinie”.

Kapitan na porannej banderze krótko ogłosił plan dnia, czyli dzień szkolny, życząc jednocześnie smacznego. Nie obyło się bez części artystycznej, czyli poezji niemieckiej.

Na śniadanko zestaw pierwszy był nieco ograniczony, ale to jest do przeżycia, w gruncie rzeczy musimy patrzeć panoramicznie na kolejne tygodnie i wszystkie potencjalne możliwości. Szaka, czyli nasz kuk, staje na rzęsach ażeby każdy mógł zjeść jak najwięcej i jak najlepiej, a wierzcie, że w warunkach morskich nie jest to proste. Ba, przy dużych przechyłach praca w kambuzie przypomina heroiczną walkę o przeżycie, kiedy trzeba łapać dosłownie wszystko co leży wyżej od podłogi. 

Punktualnie o dziesiątej rozpoczęliśmy lekcje. Pewnie już wiecie, że w ciągu dnia mamy ich aż osiem, ale spokojnie- zdarzają się okienka na których pełnimy wachty nawigacyjne - podczas jednej z nich Ania wypatrzyła wieloryba. Tak dokładnie najprawdziwszego, płynącego w naszym kierunku wieloryba, który jednak szybko zniknął w morskiej toni za lewą burtą. Zdążył jednak wzbudzić zachwyt obecnych na rufie.

Co tu więcej napisać? Płyniemy dalej, żyjąc spokojnie w statkowej rutynie w oczekiwaniu na święta.